Archiwum 15 lutego 2016


Bez tytułu
15 lutego 2016, 16:19


Jestem facetem powiedzmy w kwiecie wieku – tak mówią. Podobno inteligentnym, przystojnym i silnym – też tak mówią. Uwielbiałem sport, dobre kino, muzykę, góry. Teraz już nie mam ochoty na nic a już w ogóle nie mam ochoty żyć. Dlaczego? Oczywiście sam się w to wpakowałem. Przez swoją niekonsekwencje, brak odwagi do decyzji, wyrzuty sumienia. Co jeszcze? Pewnie by się nazbierało. Mam depresję, chodzę do psychiatry, ale leki coś nie bardzo działają i z każdym dniem jest coraz gorzej.

Jak to „osiągnąłem”? Scenariusz jest bardzo banalny. Miałem rodzinę, dom, pracę. Może nie było jakichś ochów i achów, ale żyliśmy. Moja żona jest atrakcyjna, wykształcona i inteligentna. Czegoś musiało chyba zabraknąć. Sam do końca nie potrafię sprecyzować czego. Do pracy przyszła nowa dziewczyna - na początku nawet nie zwróciłem specjalnie na nią uwagi i przez myśl mi nie przyszło, żeby coś mogło między nami być. Zaczęły się jednak wyjazdy służbowe – dużo czasu spędzaliśmy razem, bardzo dużo rozmawialiśmy – rozmawiało nam się świetnie. Po paru miesiącach oboje byliśmy w różnych hotelach daleko od siebie, oboje trochę wypici wieczorem i powiedziała mi, że ma na mnie ogromną ochotę, ja też miałem ochotę na nią i zrobiliśmy to korespondencyjnie na skypie. Powtórzyliśmy to oczywiście w realu. Co ciekawe to na początku w ogóle nam nie wychodziło, ale były wspólne inne aktywności – kino, sport, koncerty, kolacje – dużo podróżujemy w naszej pracy, więc było jak w bajce – i oczywiście wspólne długie rozmowy. Po paru miesiącach seks zaczął być…. nie, nie wspaniały, ale jak z bajki. Nie zauważyłem nawet jak się oddaliłem od żony – w zasadzie ją straciłem i zakochałem się w A. Po pewnym czasie zacząłem myśleć o przeprowadzce do A. I się w końcu przeprowadziłem i wtedy rozpoczęły się moje problemy emocjonalne. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, nie potrafiłem sobie z tą sytuacją poradzić. W pewnym momencie nawet wróciłem do żony, ale to się już okazało katastrofą i po dwóch tygodniach. W ten sposób nic już mnie nie łączy z żoną a A nie chce już ze  mną rozmawiać. Mieszkam sam, kocham A, tęsknię za nią. Nie potrafię żyć, pracować, funkcjonować. No cóż, okazało się, że nie jestem ani tak inteligentnym, ani tak silnym a już na pewno nie tak mądrym facetem. Jestem rozbity fizycznie i psychicznie. Boję się każdego kolejnego dnia, każdej kolejnej godziny.

Jak się czuję? Pewnie tak jak one, jak stałem w rozkroku. Fatalnie, to mało powiedziane, nie mam apetytu – schudłem w ciągu miesiąca ponad 5kg, nie mam siły ani psychicznej ani fizycznej, nie przypuszczałem, że można się tak czuć. Do tego przychodzą czasami wieczory, kiedy jest bardzo źle, a wtedy nie płaczę a wyję, czasami nawet alkohol nie pomaga – pije za dużo, nie codziennie, ale za dużo. W pracy nie jestem w stanie nic zrobić, zaczynam zawalać tematy. Nie chcę mi się żyć. Kiedyś się zastanawiałem czy można się powiesić na klamce…. Można, sprawdziłem, ale się wycofałem – muszę zadbać o dzieci, muszę o nich myśleć, mam nadzieję, że mi starczy tych resztek sił. Boję się….